Mój mąż kocha robić niespodzianki, pewnego poranka dostałam jedną z nich. Kilogram podgrzybków. Na ogół, przy tej okazji pada moje ulubione pytanie: „Kochanie co z nimi zrobimy?” „My” ,w tym przypadku, jest tak naprawdę liczbą pojedynczą.
Gnocchi, to włoskie malutkie kluseczki. Robi się je, z wcześniej ugotowanych w mundurkach, ziemniaków.
W mojej kuchni, całkiem nieprofesjonalnie, za to ekonomicznie, robię je z ziemniaków, które zostały z obiadu dnia poprzedniego (bardzo przepraszam wszystkich oburzonych). Podaje na ogół z sosami lub roztopionym masłem i parmezanem.
Przepis jest prosty i niewiele różni się od tego, którym posługujemy się robiąc polskie kopytka. Włoskie kluseczki są jednak mniejsze i jemy je, jak już wspominałam pysznie, bo z sosami.
Na przekór patriotycznym uczuciom, wolę ten włoski sposób.
Nieprecyzyjny przepis.
Składniki:
Ziemniaki trzeba zmielić lub zetrzeć na tarce, ewentualnie przecisnąć przez praskę lub bardzo dobrze rozgnieść tłuczkiem tak, by nie zostały grudki.
Żeby nie trzeba było wykonywać precyzyjnych pomiarów masy ;-), najprościej włożyć ziemniaki do miski i podzielić ręką na 4 równe części, jedną z nich wyjąć i w to miejsce wsypać mąkę pszenną. Zagotować wodę w dużym garnku, a jak woda zawrze – posolić. Wrzucać kluski partiami, koniecznie zamieszać (dzięki temu się nie skleją). Od wypłynięcia gotować niecałą minutę. I gotowe.
Gnocchi podajemy z klarowanym masłem i parmezanem albo z ulubionym sosem.
…u nas, z wywołanymi do tablicy, podgrzybkami.